Po skończonej zabawie młodzież poszła na
plaże. Opalali się, serfowali… ogólnie świetnie się bawili.
*oczami Rikera*
Postanowiliśmy pograć w siatkówkę. Miałem być
w drużynie z Ross’em, RyRy, Rat’em i Rocky’m , a w przeciwnej Van, Laura, Alex,
Avan i Rydel. Calum i Raini postanowili pokąpać się, więc graliśmy bez nich.
Gdy Vanessa nie złapała piłki postanowiłem się
z nią troszeczkę podrażnić.
-Ale z ciebie
łamaga.
-Ej, nie śmiej
się ze mnie.
-A niby
dlaczego??- spytałem podnosząc łobuzersko brew.
-Bo ja… każdemu
może się zdarzyć, że raz nie złapie piłki.
-Raz? Tak, raz
jak pomnożysz przez 4 i dodasz 2.- prychnąłem.- Jak można być taką niezdarą?
-O nie..
pożałujesz tego!- wrzasnęła i rzuciła się na mnie.
-Powiem ci Rik ,
że lepiej uciekaj, bo Van weszła w stan ‘zabiję wszystko co stanie mi na drodze’.
– powiedziała Laura śmiejąc się.
-Że..ee… co ?!
A…ale Van ja sobie żartowałem!- krzyknąłem lekko przestraszony.
-Rik uciekaj!-
krzyknął Avan.
Spojrzałem na Vanessę, która była coraz bliżej
i puściłem się biegiem w stronę wody. Dziewczyna zbliżała się do mnie. Deptała
mi po piętach … i wtedy się potknąłem, a że Van strasznie się rozpędziła to nie
zdążyła się zatrzymać i przeleciała przeze mnie.
~*~
*oczami Alex*
Haha.. myślałam, że zaraz pęknę ze śmiechu.
Nie mogłam z Van i Rik’a. Na pewno będą razem. No nic poszczęściło się jej, a
ona tego nie widziała. Przecież, Rik zakochał się w niej. Był w nią wpatrzony
jak w obrazek. Zazdrościłam jej. Strasznie. Gdy tak rozmyślałam podszedł do
mnie Rocky i uśmiechnął się.
-Hej młoda co
tam?
-Jaka młoda ?!
Jestem starsza od ciebie. – zaśmiałam się.
-Oj tam tylko 10
miesięcy. No nieważne. Jak się bawisz?
-Jest świetnie.
Strasznie się cieszę, że wreszcie wyszłam z Avan’em z tego szpitala…
-Zaraz, zaraz
jakiego szpitala?- spytał zaniepokojony.
-Bo.. bo my co
roku chodzimy na badania i one trwają parę dni...no i musieliśmy zostać w
szpitalu. Nie ważne. Idziemy na lody, albo coś bo zaczynam się nudzić?-spytałam
z nadzieja w głosie.
-Pewnie. Za
rogiem jest budka z lodami. Najlepsze w całym mieście.
-Oo to musimy tam
iść i to teraz.- powiedziawszy to, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę,
którą wskazywał tłumacząc mi, gdzie znajduje się budka z lodami.
~*~
*oczami Laury*
Rik i Van ganiali się w tą i z powrotem jak
szaleni. Znudziło mi się już patrzenie na nich, więc postanowiłam się chwilę
przejść.
-Laura!- nagle za
mną pojawił się Ross.
-Wystraszyłeś
mnie.- powiedziałam z naburmuszoną miną.
-Przepraszam.
Dlaczego odeszłaś? Coś się stało?
-Nie wszystko ok,
tylko miałam już dość siedzenia w miejscu.
-Aha no to spoko.
Wiesz tak się zastanawiałem… czy chciałabyś pójść ze mną do kina? Oczywiście
jako przyjaciółka.
-Pewnie, czemu
nie. – odpowiedziałam lekko zasmucona.
-Wszystko ok?
-Taak, wszystko
ok .- choć tak naprawdę serce mi pękało, że Ross już mnie nie kocha.
~*~
*oczami Rydel*
Mieliśmy ubaw po pachy. Nie mogliśmy przestać
się śmiać. Rik i Van po prostu są dla siebie stworzeni. Muszę pogadać o tym z
Rikerem.
-Nad czym tak
myślisz? – spytał Avan.
-A tak
zastanawiam się co zrobić, żeby Rik i Van byli razem.
-Hmm… myślę, że
sami sobie poradzą. – zaśmiał się.
-Serio ? Bo ja
jestem świetną swatką.
-Naprawdę ? To
kogo byś jeszcze zeswatała? Hmm? – powiedział zbliżając się.
-Alex i Rocky’ego,
Ross’a i Laurę, Raini i Calum’a…
-Hmm no to zostałem
dla ciebie ja i Ellington. – uśmiechnął się łobuzersko.
-Ell? No coś ty
on jest dla mnie jak brat.
-A ja? – spytał z
bananem na twarzy.
-Ty? Jesteś… ty…
no… no …ty… to znaczy… ja …- nie zdążyłam wydukać nic sensownego, gdyż Avan
mnie pocałował.
Pocałował! Mój pierwszy pocałunek. Było
niesamowicie. Nagle odepchnął mnie i zaczął się krztusić. Gdy zabrał rękę z ust
zobaczyłam na niej krew.
- O mój Boże!
Avan co się dzieję? – zaczęłam płakać.- Alex! Chłopaki! Ratunku!!!
Upadł. Leżał na ziemi z zakrwawioną buzią.
Ostrożnie podniosłam jego głowę i położyłam ją sobie na kolanach. Kołysząc się
lekko wzywałam pomocy.
-O jejku Avan!
Avan! Rocky dzwoń po karetkę! Szybko.- nagle przybiegła Alex z Rocky’m.
-Alex… ja… ja nie
wiem co się stało. Całowaliśmy się no… no i on nagle.. e… zaczął się krztusić.
Ja…ja nie wiem … czy ja mu coś niechcący zrobiłam?- wyżalałam się przyjaciółce
z łzami cieknącymi po policzkach.
-Spokojnie Ryd. Już
cicho. Avan ma raka. Dostał przepustkę, żeby wyjść ze szpiatla, ale… boże Rydel
później tobie wszystko wytłumaczy, ale teraz musisz się uspokoić i mi pomóc.
Rozumiesz?
-T…tak.
Świetny rozdział!! Czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńWkoncu kolejny rozdział !
OdpowiedzUsuńWreszcie !
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) Zapraszam również na mojego bloga :)
OdpowiedzUsuńhttp://spelnione-marzenia-r5.blogspot.com/
Bardzo mi się podoba. Piszesz bardzo cudownie :) Proszę cię dodaj szybko kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam do mnie. Mam prośbę, pokomentujesz w wolnym czasie? Dopiero zaczęłam pisać XD
http://crazy-love-r5.blogspot.com/