wtorek, 2 września 2014

Rozdział 20

*oczami Rydel*
 Nie pamiętam drogi do domu. Czas stanął w miejscu. Wszystko przestało istnieć, łącznie ze mną. Świat  przestał żyć, przyroda zaczęła umierać, życie stało się czarną pustką.
 Gdy weszłam do pokoju pierwsze co, to wzięłam kartkę i usiadłam przy biurku.
-Co mam napisać? –zapytałam samą siebie, a wtedy odpowiedź sama przyszła.
Kocham Cię. Nie chcę żyć bez ciebie. Boję się życia gdy ciebie w nim zabraknie. Zostań. Proszę. Jesteś moim końcem i początkiem.
 Zapaliłam zapałkę. Przypomniałam sobie jego twarz, oczy, w których zawsze tonęłam, piękny uśmiech. To bolało. Myśl, że odejdzie była nie do wytrzymania. 
Gdy poczułam, że zapałka zaczyna palić mi palce, zdmuchnęłam ją i wrzuciłam do koperty razem z listem i dzisiejszym, wspólnym zdjęciem.
 Wrzuciłam kopertę do pojemniczka i wkurzona zatrzasnęłam je. Spojrzałam na toaletkę i po chwili wszystko z niej zrzuciłam.
-Przyniosło ci to  ulgę?- spytał Ellington wchodząc do mojego pokoju.
-Nie.- opadłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach.- Nie chcę żyć bez niego.  Nie będę umiała żyć bez niego. Nie dam rady. Jak mam żyć bez serca?
-Dasz.- przytulił mnie.- Nie znam silniejszej dziewczyny nisz ty. Podołasz wszystkiemu. Bez ciebie to my: Rik, Ross, Rocky, RyRy, ja… nie damy rady. Dzięki tobie życie jest piękne. – odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
                                                             ***
3 miesiące później…
 *oczami Alex*
 Wczoraj stał się cud… Ale może zacznę od początku…
 Miesiąc temu Avan wyszedł ze szpitala i wczoraj miał przyjść na rentgen. Oczywiście, myślałam pozytywnie, ale … to co usłyszałam całkowicie mnie…hmm zaskoczyło?
  Gdy lekarz miał już wynik badań i szedł z nim do nas z jego miny nic nie można było odczytać. Kazał wykonać badania jeszcze raz. Nie podał nam przyczyny.  Gdy spytałam się pielęgniarki jaki jest wynik powiedziała, że taki sam, więc myślałam, że chodzi jej o to, że jest taki sam jak po odstawieniu leków. Starsza pani z recepcji kazała nam pójść do gabinetu pana doktora. Stres był ogromny. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam cicho. Usłyszałam przytłumione proszę i przekręciłam gałkę. Gdy weszliśmy lekarz odwrócił się do nas i lekko uśmechnął z błyskiem w oku.
-Siadajcie, proszę.- powiedział miło.
-Jakie są wyniki, panie doktorze? Aż tak złe? Ale przecież pani pielęgniarka powiedziała, że są „takie same”? Czyli co? Co się dzieję?- pytałam chaotycznie.
-Odpowiem pani na wszystkie pytania, ale pierw niech państwo usiądą.
 Z niechęcią posłuchałam doktora i wyczekiwałam dalszy ciąg.
-Dziękuję.  Proszę mnie posłuchać. Nie mam pojęcia co się wydarzyło przez ten miesiąc, ale guz ewidentnie się zmniejszył. Nie chcę wam robić błędnych nadziei, ale wygląda na to, że w końcu zaczęły działać na pana jakieś leki. Myślę, że    możemy pozwolić sobie na trochę dobrych myśli.
 Od tamtego momentu mój dzień się jakby zaciął. Nie pamiętam nic co się później działo. Avan mówił mi, że rozpłakałam się i prosił, żebym wróciła do domu więc to zrobiłam. Jego zatrzymali na czas leczenia.
 Na razie prosił, żebym nikomu nie mówiła, szczególnie Rydel.
                                                                  ***
 *oczami Avana*
„10 miesięcy później…
 Ostatni rok mojego życia był niesamowity. Rydel. Moja kochana Delly. Co miesiąc pisałem jej listy z zapałką i zdjęciem w środku. Myślę, że dzięki temu nie zapomni tak szybko o mnie. Kocham ją. Został do napisania ostatni list, ostatnie zdjęcie, ostatnia zapałka. Nigdy więcej wspólnych uśmiechów…nigdy więcej cudownych pocałunków.. Ostatni uścisk, ostatnie spojrzenie w oczy, ostatni pocałunek.
Lekarze mówią, że został mi góra tydzień życia, więc dzisiaj Rydel przyniesie mi listy, które napisała dla mnie. Czuję, że nie przeżyje tej nocy, przeczytam je od razu. ‘’
 Obudziłem się z krzykiem. Nie wiedziałem gdzie jestem. Rozejrzałem się po znajomym otoczeniu. Byłem w szpitalu. Na badaniach. Ja… wychodzi na to, że będę zdrowy, ale nadal nie mogę w to uwierzyć. Przecież mówili, że nie ma szans. Nie ma, ale jednak. Będę żył.
                                                                 ***
*oczami Laury*
 Ross i ja bardzo zbliżyliśmy się do siebie podczas tych trzech miesięcy. Wspierał mnie. Przez te parę miesięcy praktycznie codziennie Van i ja nocowałyśmy u Lynch’ów. Bardzo nas wspierali. Wszyscy się wspieraliśmy. Myślę, że gdyby nie Ell, Rydel by sobie nie poradziła.  
 Mam już dość myślenia o tej chorobie, o tym, że on niedługo umrze, więc postanowiłam, że napiszę piosenkę. Słowa i akordy same ze mnie wypływały. Piosnka była do Rossa, Avana, wszystkich.
What would I do without your smart mouth
Drawing me in, and you kicking me out
Got my head spinning, no kidding, I can’t pin you down
What’s going on in that beautiful mind
I’m on your magical mystery ride
And I’m so dizzy, don’t know what hit me, but I’ll be alright

My head’s under water
But I’m breathing fine
You’re crazy and I’m out of my mind

‘Cause all of me
Loves all of you
Love your curves and all your edges
All your perfect imperfections
Give your all to me
I’ll give my all to you
You’re my end and my beginning
Even when I lose I’m winning
‘Cause I give you all, of me
And you give me all, of you, all

How many times do I have to tell you
Even when you’re crying you’re beautiful too
The world is beating you down, I’m around through every mood
You’re my downfall, you’re my muse
My worst distraction, my rhythm and blues
I can’t stop singing, it’s ringing, in my head for you


My head’s under water
But I’m breathing fine
You’re crazy and I’m out of my mind

‘Cause all of me
Loves all of you
Love your curves and all your edges
All your perfect imperfections
Give your all to me
I’ll give my all to you
You’re my end and my beginning
Even when I lose I’m winning
‘Cause I give you all of me
And you give me all of you, all
Give me all of you

Cards on the table, we’re both showing hearts
Risking it all, though it’s hard

‘Cause all of me
Loves all of you
Love your curves and all your edges
All your perfect imperfections
Give your all to me
I’ll give my all to you
You’re my end and my beginning
Even when I lose I’m winning
‘Cause I give you all of me
And you give me all of you

I give you all of me
And you give me all of you, all
                                                                                                                                   (John Legend- All of Me)
  Nagle usłyszałam pukanie. Blond czupryna wsunęła się w szparę.
-Hej piękna piosenka. Mogę wejść?
 Tylko Ross, pyta się o pozwolenie do wejścia do swojego własnego pokoju. Jaki on jest cudowny.
-Ross to twój pokój, zawsze możesz tutaj wejść.
-Co to za piosenka?
-Nie wiem. Wszystko to co czuję jest teraz takie intensywne. Chciałabym Cię pocałować Ross. Tak za tobą tęsknię.
 Nagle młodemu Lynch’owi rozszerzyły się źrenice.
-Naprawdę ?- spytał zszokowany.
-Ale co?
-Chcesz mnie pocałować?

-Ale…jak.. przecież ja tylko o tym myślałam… o nie znowu coś palnęłam. Przepraszam. Ross…- przerwał moją nerwową wypowiedź najdelikatniejszym, najsłodszym, najcudowniejszym pocałunkiem świata.

------------------------------------------------------------------------------
Hej wam :)
 Wiem, że dawno nie pisałam, ale po prostu jakoś nie miałam weny i jeszcze do tego mało osób to czyta... Jednak postanowiłam się postarać dzięki pewnej dziewczynie. Nie wiem jak się nazywasz na blogerze, ale bardzo dziękuję Ci Klaudio za maila. Dałaś mi kopa na napisanie jakoś tego rozdziału i obiecuję Ci, że następny będzie lepszy :) 
 Chyba wróciłam na stałe, ale nie wiem czy mi się uda, bo mam problem z przeniesieniem się do innej klasy w liceum i cały czas się tym zajmuję.. 
 Mam nadzieję, że komuś to się spodoba, starałam się coś stworzyć, ale cały czas nie mogłam znaleźć idealnych sformułowań, więc jest jak jest. 
~PauLa