wtorek, 2 września 2014

Rozdział 20

*oczami Rydel*
 Nie pamiętam drogi do domu. Czas stanął w miejscu. Wszystko przestało istnieć, łącznie ze mną. Świat  przestał żyć, przyroda zaczęła umierać, życie stało się czarną pustką.
 Gdy weszłam do pokoju pierwsze co, to wzięłam kartkę i usiadłam przy biurku.
-Co mam napisać? –zapytałam samą siebie, a wtedy odpowiedź sama przyszła.
Kocham Cię. Nie chcę żyć bez ciebie. Boję się życia gdy ciebie w nim zabraknie. Zostań. Proszę. Jesteś moim końcem i początkiem.
 Zapaliłam zapałkę. Przypomniałam sobie jego twarz, oczy, w których zawsze tonęłam, piękny uśmiech. To bolało. Myśl, że odejdzie była nie do wytrzymania. 
Gdy poczułam, że zapałka zaczyna palić mi palce, zdmuchnęłam ją i wrzuciłam do koperty razem z listem i dzisiejszym, wspólnym zdjęciem.
 Wrzuciłam kopertę do pojemniczka i wkurzona zatrzasnęłam je. Spojrzałam na toaletkę i po chwili wszystko z niej zrzuciłam.
-Przyniosło ci to  ulgę?- spytał Ellington wchodząc do mojego pokoju.
-Nie.- opadłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach.- Nie chcę żyć bez niego.  Nie będę umiała żyć bez niego. Nie dam rady. Jak mam żyć bez serca?
-Dasz.- przytulił mnie.- Nie znam silniejszej dziewczyny nisz ty. Podołasz wszystkiemu. Bez ciebie to my: Rik, Ross, Rocky, RyRy, ja… nie damy rady. Dzięki tobie życie jest piękne. – odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
                                                             ***
3 miesiące później…
 *oczami Alex*
 Wczoraj stał się cud… Ale może zacznę od początku…
 Miesiąc temu Avan wyszedł ze szpitala i wczoraj miał przyjść na rentgen. Oczywiście, myślałam pozytywnie, ale … to co usłyszałam całkowicie mnie…hmm zaskoczyło?
  Gdy lekarz miał już wynik badań i szedł z nim do nas z jego miny nic nie można było odczytać. Kazał wykonać badania jeszcze raz. Nie podał nam przyczyny.  Gdy spytałam się pielęgniarki jaki jest wynik powiedziała, że taki sam, więc myślałam, że chodzi jej o to, że jest taki sam jak po odstawieniu leków. Starsza pani z recepcji kazała nam pójść do gabinetu pana doktora. Stres był ogromny. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam cicho. Usłyszałam przytłumione proszę i przekręciłam gałkę. Gdy weszliśmy lekarz odwrócił się do nas i lekko uśmechnął z błyskiem w oku.
-Siadajcie, proszę.- powiedział miło.
-Jakie są wyniki, panie doktorze? Aż tak złe? Ale przecież pani pielęgniarka powiedziała, że są „takie same”? Czyli co? Co się dzieję?- pytałam chaotycznie.
-Odpowiem pani na wszystkie pytania, ale pierw niech państwo usiądą.
 Z niechęcią posłuchałam doktora i wyczekiwałam dalszy ciąg.
-Dziękuję.  Proszę mnie posłuchać. Nie mam pojęcia co się wydarzyło przez ten miesiąc, ale guz ewidentnie się zmniejszył. Nie chcę wam robić błędnych nadziei, ale wygląda na to, że w końcu zaczęły działać na pana jakieś leki. Myślę, że    możemy pozwolić sobie na trochę dobrych myśli.
 Od tamtego momentu mój dzień się jakby zaciął. Nie pamiętam nic co się później działo. Avan mówił mi, że rozpłakałam się i prosił, żebym wróciła do domu więc to zrobiłam. Jego zatrzymali na czas leczenia.
 Na razie prosił, żebym nikomu nie mówiła, szczególnie Rydel.
                                                                  ***
 *oczami Avana*
„10 miesięcy później…
 Ostatni rok mojego życia był niesamowity. Rydel. Moja kochana Delly. Co miesiąc pisałem jej listy z zapałką i zdjęciem w środku. Myślę, że dzięki temu nie zapomni tak szybko o mnie. Kocham ją. Został do napisania ostatni list, ostatnie zdjęcie, ostatnia zapałka. Nigdy więcej wspólnych uśmiechów…nigdy więcej cudownych pocałunków.. Ostatni uścisk, ostatnie spojrzenie w oczy, ostatni pocałunek.
Lekarze mówią, że został mi góra tydzień życia, więc dzisiaj Rydel przyniesie mi listy, które napisała dla mnie. Czuję, że nie przeżyje tej nocy, przeczytam je od razu. ‘’
 Obudziłem się z krzykiem. Nie wiedziałem gdzie jestem. Rozejrzałem się po znajomym otoczeniu. Byłem w szpitalu. Na badaniach. Ja… wychodzi na to, że będę zdrowy, ale nadal nie mogę w to uwierzyć. Przecież mówili, że nie ma szans. Nie ma, ale jednak. Będę żył.
                                                                 ***
*oczami Laury*
 Ross i ja bardzo zbliżyliśmy się do siebie podczas tych trzech miesięcy. Wspierał mnie. Przez te parę miesięcy praktycznie codziennie Van i ja nocowałyśmy u Lynch’ów. Bardzo nas wspierali. Wszyscy się wspieraliśmy. Myślę, że gdyby nie Ell, Rydel by sobie nie poradziła.  
 Mam już dość myślenia o tej chorobie, o tym, że on niedługo umrze, więc postanowiłam, że napiszę piosenkę. Słowa i akordy same ze mnie wypływały. Piosnka była do Rossa, Avana, wszystkich.
What would I do without your smart mouth
Drawing me in, and you kicking me out
Got my head spinning, no kidding, I can’t pin you down
What’s going on in that beautiful mind
I’m on your magical mystery ride
And I’m so dizzy, don’t know what hit me, but I’ll be alright

My head’s under water
But I’m breathing fine
You’re crazy and I’m out of my mind

‘Cause all of me
Loves all of you
Love your curves and all your edges
All your perfect imperfections
Give your all to me
I’ll give my all to you
You’re my end and my beginning
Even when I lose I’m winning
‘Cause I give you all, of me
And you give me all, of you, all

How many times do I have to tell you
Even when you’re crying you’re beautiful too
The world is beating you down, I’m around through every mood
You’re my downfall, you’re my muse
My worst distraction, my rhythm and blues
I can’t stop singing, it’s ringing, in my head for you


My head’s under water
But I’m breathing fine
You’re crazy and I’m out of my mind

‘Cause all of me
Loves all of you
Love your curves and all your edges
All your perfect imperfections
Give your all to me
I’ll give my all to you
You’re my end and my beginning
Even when I lose I’m winning
‘Cause I give you all of me
And you give me all of you, all
Give me all of you

Cards on the table, we’re both showing hearts
Risking it all, though it’s hard

‘Cause all of me
Loves all of you
Love your curves and all your edges
All your perfect imperfections
Give your all to me
I’ll give my all to you
You’re my end and my beginning
Even when I lose I’m winning
‘Cause I give you all of me
And you give me all of you

I give you all of me
And you give me all of you, all
                                                                                                                                   (John Legend- All of Me)
  Nagle usłyszałam pukanie. Blond czupryna wsunęła się w szparę.
-Hej piękna piosenka. Mogę wejść?
 Tylko Ross, pyta się o pozwolenie do wejścia do swojego własnego pokoju. Jaki on jest cudowny.
-Ross to twój pokój, zawsze możesz tutaj wejść.
-Co to za piosenka?
-Nie wiem. Wszystko to co czuję jest teraz takie intensywne. Chciałabym Cię pocałować Ross. Tak za tobą tęsknię.
 Nagle młodemu Lynch’owi rozszerzyły się źrenice.
-Naprawdę ?- spytał zszokowany.
-Ale co?
-Chcesz mnie pocałować?

-Ale…jak.. przecież ja tylko o tym myślałam… o nie znowu coś palnęłam. Przepraszam. Ross…- przerwał moją nerwową wypowiedź najdelikatniejszym, najsłodszym, najcudowniejszym pocałunkiem świata.

------------------------------------------------------------------------------
Hej wam :)
 Wiem, że dawno nie pisałam, ale po prostu jakoś nie miałam weny i jeszcze do tego mało osób to czyta... Jednak postanowiłam się postarać dzięki pewnej dziewczynie. Nie wiem jak się nazywasz na blogerze, ale bardzo dziękuję Ci Klaudio za maila. Dałaś mi kopa na napisanie jakoś tego rozdziału i obiecuję Ci, że następny będzie lepszy :) 
 Chyba wróciłam na stałe, ale nie wiem czy mi się uda, bo mam problem z przeniesieniem się do innej klasy w liceum i cały czas się tym zajmuję.. 
 Mam nadzieję, że komuś to się spodoba, starałam się coś stworzyć, ale cały czas nie mogłam znaleźć idealnych sformułowań, więc jest jak jest. 
~PauLa

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 19

Po dziesięciu minutach przyjechała karetka i zabrała Avana, a za nią pojechały Ryd, Alex i Rocky. Reszta została na plaży, lecz nie mieli ochoty na dalsze wygłupy, więc wrócili do domu Lynch’ów.
 *oczami Ella*
  Nie mogę uwierzyć, że Rydel całowała się z Avanem. Moje serce pękło na milion różnych kawałków i czuje, że nigdy nie będzie już w pełni sprawne. Przykro mi z powodu Avana, lecz (wiem, że jestem okrutny) trochę się ucieszyłem, że coś przerwało ich pocałunek. Co ze mnie za bezduszny człowiek. Nie dziwie się, że Delly nigdy nie będzie mnie chciała.

*oczami Van*
 Gdy Avana zabierała karetka, upadłam na ziemie z rozpaczy. Znamy się od tak dawna, a ja nie miałam pojęcia o jego chorobie. Dlaczego ? Dlaczego musi to być akurat on? Mój najlepszy  przyjaciel umiera.

*oczami Rikera*
 Widziałem jak Van opada na ziemię. Złapałem ją i przytuliłem. Spojrzałem na Rossa, który obejmował oszołomioną Laurę. W przeciwieństwie do Van stała bez ruchu i wpatrywała się pusto, w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą leżał Avan. Została po nim tylko kałuża krwi.
-Wracajmy do domu- powiedziałem do wszystkich.- Chodź Van. – dodałem cicho.
 Starsza Marano tylko pokiwała głową i dała się zaprowadzić do samochodu.

***
*oczami Laury*
 Nie pamiętam drogi do domu Lynchów. Czas stanął w miejscu. Czułam silne ręce obejmujące mnie, słyszałam słowa pocieszenia, widziałam wpatrzoną się ze zmartwieniem we mnie twarz Rossa, lecz wszystko to do mnie nie docierało.  Avan umiera, Avan umiera, on umiera, umiera, umiera…
*oczami Rossa*
-Laura, wszystko będzie dobrze. On z tego wyjdzie, słyszysz? Lau? Proszę Cię odpowiedz mi. Laura. Proszę. Błagam. Laura… ja … ja proszę cię, krzycz, wrzeszcz, płacz, tylko nie siedź tak cicho. Boże Laura proszę cię. Zrobię wszystko tylko się otrząśnij. Proszę. Proszę. Proszę…
 Laura jakby wyrwana z transu moimi słowami, spojrzała na mnie ze łzami w oczach i rzuciła się w moje ramiona.
-Cicho. Już. Jestem przy tobie. Wszystko będzie dobrze.
-Ross…on…on umiera…a …a ja…niemiałam pojęcia. Aa!!! Dlaczego ?! Dlaczego!!
 Patrzyłem jak moja ukochana krzyczy, płacze, rozpacza, upada.. moje serce zaczęło mnie boleć od emocji, które to ona w sobie miała, lecz patrzenie na nią cierpiącą bolało jak diabli, a ja chciałem, żeby już nigdy nie musiała cierpieć.
*oczami Rikera*
 Van od płaczu i krzyków, wyczerpana usnęła podczas jazdy, niespokojnym snem.
Nie chcąc jej budzić, zaniosłem ją do mojego pokoju, położyłem na łóżku i pocałowałem w czoło. Gdy miałem już wychodzić Van wstała i podbiegła do mnie.
-Riker.. czy... jeśli nie chcesz to oczywiście rozumiem…ale bardzo bym chciała... jeśli nie masz nic przeciwko…- stała zapłakana i zawstydzona.
-Van, o co chodzi? Jeśli chcesz, żebym się z tobą położył to chodź.
-Dziękuje, Rik..skąd wiedziałeś, że o to chodzi?
 Nie odpowiedziałem, tylko zaśmiałem się w duchu i zaniosłem ją do łóżka.
-Śpij dobrze Van.- powiedziawszy to położyłem się obok niej.
-Dziękuję ci Rik. Bardzo ci dziękuję.- szepnęła i wtuliła się w moją pierś.
                                                              ***
 Wszyscy w domu Lynch’ów usnęli z nadmiaru wrażeń, jedynie Ross leżał obok Laury i wpatrywał się w jej zaniepokojoną twarz. Choć spała, łzy leciały jej po policzkach i co chwilę łkała. Młody Lynch bał się o nią więc, nie spał tylko czuwał.
*oczami Rossa*
 Nie opuszczę cię już nigdy. Kocham cię. Wiem, że wyznaję ci soją miłość tylko w moim umyślę, ale gdy nadejdzie czas pokażę ci jak wiele dla mnie znaczysz. Jesteś dla mnie wszystkim. Wszystkim co kocham.
                                                                ***

*oczami Avana*
 Ostatnie co pamiętam to zdziwiona mina Rydel. Ah! Całowaliśmy się i akurat w tym momencie musiało się to zdarzyć. Tak cudownie całuje, jej usta smakowały truskawkami... och pewnie teraz, gdy dowiedziała się, że mam raka nie będzie chciała już się ze mną zadawać. Bo co ja jej mogę dać ? Został mi góra rok życia.
 Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem nad sobą zaniepokojoną Alex, a niedaleko niej śpiącą na fotelu Ryd. Moja kochana Ryd.
-O boże Avan, ale mnie wystraszyłeś! Nei było mnie chwilę i już postanowiłeś sobie umierać bez pożegnania! Naprawdę chciałeś mi to zrobić ?!
-Alex uspokój się. Nie. Nie chciałem ci tego robić. Przepraszam.
 Od krzyków mojej siostry Ryd nagle podniosła głowę, przetarła zaspane oczy i podbiegła w naszą stronę.
-O jejku Avan, o boże wszystko dobrze? Jk się czujesz? Przepraszam, to przeze mnie. Nie chciałam. Ja…
-Ryd cicho. Uspokój się. Alex mogłabyś zostawić nas samych?
-Jasne. Jak by co to czekam za drzwiami.
-Dobrze.
-Ryd, wiem, że teraz gdy się dowiedziałaś, że mam raka to pewnie nie mam u ciebie szans, ale chcę żebyś wiedziała, że cię kocham. Będę cię kochał do końca moich dni, których niestety zostało już bardzo mało.
-Nawet nie waż się mówić, że zostało ci ich mało! Będziemy żyć długo i szczęśliwie. Kocham cię, Avanie Jogia.
 Powiedziawszy to pochyliła się nade mną i delikatnie pocałowała. Gdy oderwaliśmy się od siebie, spojrzałem w jej oczy, z których leciały łzy.
*oczami Rydel*
-Hej nie płacz - Usłyszałam jego zachrypnięty głos i podniosłam głowę. - Wszystko jest w porządku.
-Gdyby było, nie leżał byś tu - Zacisnął szczękę i mocno ścisnął moją rękę.
-Czasem zdarza się, że jednak muszę tu leżeć.
-Dużo czasu spędziłeś w szpitalu?
-Za nim się tu przeprowadziliśmy, mój najdłuższy pobyt trwał trzy miesiące - Z niedowierzaniem pokręciłam głową. - Ja... Nie chcę byś się nade mną użalała - Powiedział szeptem.
-Nie użalam się nad tobą, tylko ci współczuje.
-Współczucia też nie chce.
-Uważasz, że będę nieczuła na twoją krzywdę? Wybij to sobie z głowy - Z powrotem zamknął oczy.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj, bo nie masz za co. Rozumiem cie, ale nie możesz wymagać ode mnie niemożliwego.
-Dobrze. Tylko, tylko nie patrz tak na mnie.
-Jak? - Spojrzał na mnie ze złością w oczach, ale przypuszczałam, że był bardziej zły na siebie niż na mnie.
-Właśnie tak. Jakbym umierał.
-Ale uwierasz - Powiedziałam cicho.
-Ale nie w tej chwili. Teraz ciesze się życiem - Uśmiechnęłam się do niego.
-Okey - Pochyliłam się nad nim i pocałowałam go w usta.
-I nie płacz.
-Już nie będę.
-Nigdy więcej.
-Nigdy.
-Obiecaj.
-Obiecuje - Pogładził mój policzek i przesunął się na łóżku robiąc mi miejsce. Położyłam się obok niego delikatnie, wtulając się w jego tors.
-Kocham cie - Szepnął.
-Wiem.
                                                                 ***
*oczami Avana*
-Mam coś dla ciebie - Zmieniłem temat.
-Co? - Spojrzała na mnie z ciekawością. Sięgnąłem pod nogi i podniosłem małą czerwoną torebeczkę. Wyciągnąłem z niej pudełko. - Co to? - Podałem jej pudełeczko, a ona uniosła wieczko.
-To prezent, jak i prośba.
-Nie rozumiem.
-To koperty i zapałki. Jest ich jedenaście. Gdy będzie kończył się miesiąc napiszesz co czułaś, co chciałaś mi powiedzieć, ale się bałaś i zapalisz jedną zapałkę. Za nas. Gdy zgaśnie wrzucisz ją razem z liścikiem do koperty. Zakleisz. Otworzę je dopiero po jedenastu miesiącach. W domu mam takie same. Moja mama wyśle ci je, gdy mnie już tutaj nie będzie. Dziś zapalisz pierwszą - Z jej oczu popłynęły łzy.
-Ja nie wiem czy dam rade - Powiedziała, kładąc głowę na moim ramieniu.
-Dasz. Dla mnie - Powiedziałem cicho. - I jeszcze jedno. Zdjęcie. Każdego miesiąca zrobimy sobie jedne. Dobrze? - Kiwnęła głową.
                                                         ***

 Gdy Rydel wróciła do domu wszyscy od razu zaczęli dopytywać się o stan Avana. Ryd opowiedziała im szybko i poszła do swojego pokoju pisać swój  pierwszy z ostatnich listów do Avana.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ .... Proszę :))

~PauLa

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 18

  Po skończonej zabawie młodzież poszła na plaże. Opalali się, serfowali… ogólnie świetnie się bawili.
*oczami Rikera*
 Postanowiliśmy pograć w siatkówkę. Miałem być w drużynie z Ross’em, RyRy, Rat’em i Rocky’m , a w przeciwnej Van, Laura, Alex, Avan i Rydel. Calum i Raini postanowili pokąpać się, więc graliśmy bez nich.
 Gdy Vanessa nie złapała piłki postanowiłem się z nią troszeczkę podrażnić.
-Ale z ciebie łamaga.
-Ej, nie śmiej się ze mnie.
-A niby dlaczego??- spytałem podnosząc łobuzersko brew.
-Bo ja… każdemu może się zdarzyć, że raz nie złapie piłki.
-Raz? Tak, raz jak pomnożysz przez 4 i dodasz 2.- prychnąłem.- Jak można być taką niezdarą?
-O nie.. pożałujesz tego!- wrzasnęła i rzuciła się na mnie.
-Powiem ci Rik , że lepiej uciekaj, bo Van weszła w stan ‘zabiję wszystko co stanie mi na drodze’. – powiedziała Laura śmiejąc się.
-Że..ee… co ?! A…ale Van ja sobie żartowałem!- krzyknąłem lekko przestraszony.
-Rik uciekaj!- krzyknął Avan.
 Spojrzałem na Vanessę, która była coraz bliżej i puściłem się biegiem w stronę wody. Dziewczyna zbliżała się do mnie. Deptała mi po piętach … i wtedy się potknąłem, a że Van strasznie się rozpędziła to nie zdążyła się zatrzymać i przeleciała przeze mnie.
                                                                           ~*~
*oczami Alex*
 Haha.. myślałam, że zaraz pęknę ze śmiechu. Nie mogłam z Van i Rik’a. Na pewno będą razem. No nic poszczęściło się jej, a ona tego nie widziała. Przecież, Rik zakochał się w niej. Był w nią wpatrzony jak w obrazek. Zazdrościłam jej. Strasznie. Gdy tak rozmyślałam podszedł do mnie Rocky i uśmiechnął się.
-Hej młoda co tam?
-Jaka młoda ?! Jestem starsza od ciebie. – zaśmiałam się.
-Oj tam tylko 10 miesięcy. No nieważne. Jak się bawisz?
-Jest świetnie. Strasznie się cieszę, że wreszcie wyszłam z Avan’em z tego szpitala…
-Zaraz, zaraz jakiego szpitala?- spytał zaniepokojony.
-Bo.. bo my co roku chodzimy na badania i one trwają parę dni...no i musieliśmy zostać w szpitalu. Nie ważne. Idziemy na lody, albo coś bo zaczynam się nudzić?-spytałam z nadzieja w głosie.
-Pewnie. Za rogiem jest budka z lodami. Najlepsze w całym mieście.
-Oo to musimy tam iść i to teraz.- powiedziawszy to, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę, którą wskazywał tłumacząc mi, gdzie znajduje się budka z lodami.
                                                                          ~*~
*oczami Laury*
  Rik i Van ganiali się w tą i z powrotem jak szaleni. Znudziło mi się już patrzenie na nich, więc postanowiłam się chwilę przejść.
-Laura!- nagle za mną pojawił się Ross.
-Wystraszyłeś mnie.- powiedziałam z naburmuszoną miną.
-Przepraszam. Dlaczego odeszłaś? Coś się stało?
-Nie wszystko ok, tylko miałam już dość siedzenia w miejscu.
-Aha no to spoko. Wiesz tak się zastanawiałem… czy chciałabyś pójść ze mną do kina? Oczywiście jako przyjaciółka.
-Pewnie, czemu nie. – odpowiedziałam lekko zasmucona.
-Wszystko ok?
-Taak, wszystko ok .- choć tak naprawdę serce mi pękało, że Ross już mnie nie kocha.
                                                                          ~*~
  *oczami Rydel*
 Mieliśmy ubaw po pachy. Nie mogliśmy przestać się śmiać. Rik i Van po prostu są dla siebie stworzeni. Muszę pogadać o tym z Rikerem.
-Nad czym tak myślisz? – spytał Avan.
-A tak zastanawiam się co zrobić, żeby Rik i Van byli razem.
-Hmm… myślę, że sami sobie poradzą. – zaśmiał się.
-Serio ? Bo ja jestem świetną swatką.
-Naprawdę ? To kogo byś jeszcze zeswatała? Hmm? – powiedział zbliżając się.
-Alex i Rocky’ego, Ross’a i Laurę, Raini i Calum’a…
-Hmm no to zostałem dla ciebie ja i Ellington. – uśmiechnął się łobuzersko.
-Ell? No coś ty on jest dla mnie jak brat.
-A ja? – spytał z bananem na twarzy.
-Ty? Jesteś… ty… no… no …ty… to znaczy… ja …- nie zdążyłam wydukać nic sensownego, gdyż Avan mnie pocałował.
 Pocałował! Mój pierwszy pocałunek. Było niesamowicie. Nagle odepchnął mnie i zaczął się krztusić. Gdy zabrał rękę z ust zobaczyłam na niej krew.
- O mój Boże! Avan co się dzieję? – zaczęłam płakać.- Alex! Chłopaki! Ratunku!!!
  Upadł. Leżał na ziemi z zakrwawioną buzią. Ostrożnie podniosłam jego głowę i położyłam ją sobie na kolanach. Kołysząc się lekko wzywałam pomocy.
-O jejku Avan! Avan! Rocky dzwoń po karetkę! Szybko.- nagle przybiegła Alex z Rocky’m.
-Alex… ja… ja nie wiem co się stało. Całowaliśmy się no… no i on nagle.. e… zaczął się krztusić. Ja…ja nie wiem … czy ja mu coś niechcący zrobiłam?- wyżalałam się przyjaciółce z łzami cieknącymi po policzkach.
-Spokojnie Ryd. Już cicho. Avan ma raka. Dostał przepustkę, żeby wyjść ze szpiatla, ale… boże Rydel później tobie wszystko wytłumaczy, ale teraz musisz się uspokoić i mi pomóc. Rozumiesz?
-T…tak.


niedziela, 23 lutego 2014

Kochani wiem, że dawno nie było rozdziału. Przepraszam. Niestety zepsuł mi się laptop i czekam i czekam i nie mogę się doczekać , aż go naprawią ( muszę pisać ze szkolnego :/ ). Nie wiem kiedy będzie gotowy, lecz jak go odzyskam to od razu wstawię rozdział. Wiem, że strasznie długo nie było rozdziału, ale przykro mi siła wyższa. Myślę, że za tydzień powinien pojawić się rozdział.

~PauLa

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 17

*oczami Laury*
O nie czyżby już mnie nie kochał? Ale…ale myślałam, że mamy jeszcze szanse.
-Too… dlaczego tak wcześnie wróciłeś? –zapytałam przerywając niezręczną ciszę.
-Tak jakoś nie chciało mi się tam z nimi siedzieć. A co już masz mnie dość?-spytał pół żartem, pół serio.
-Rossie Shorze Lynchu ja nigdy nie mam cię dość. Zawszę jesteś mi potrzebny.
-Serio?
-Tak. Przepraszam, że przez tak długi okres cię nie odwiedzała, ale zerwałeś ze mną, więc chciała, żebyś sobie wszystko poukładał.
-Ja też przepraszam nie powinienem z tobą zrywać.. yyy… to znaczy zrywać przyjaźni.
-Tak, nie powinniśmy siebie unikać. Ross wiem, że może nie będziesz chciał się już ze mną przyjaźnić, bo postąpiłam jak głupia małolata, gdy podcięłam sobie żyły…
-Laura…- zaczął ze smutkiem w oczach.
-Proszę nie przerywaj mi…ale ja nie chcę kończyć naszej znajomości. Potrzebuję cię. Strasznie. Nie umiem bez ciebie żyć. Umiesz mi wybaczyć?
-Ja tobie? Laura, przecież to ja powinienem błagać cię o wybaczenie. To ja cię zdradziłem.
-Nie, to nie twoja wina. Nadal boli mnie to, że z nią się całowałeś, ale wiem, że nie chciałeś tego i od razu ją odepchnąłeś. Może nie uda nam się odbudować tego co łączyło nas przedtem, ale mam nadzieję, że chociaż spróbujemy.
-Oczywiście, że spróbujemy. – powiedział i przytuliliśmy się.
*oczami Rydel*
Obudził mnie trzask drzwi , więc postanowiłam zejść na dół i zobaczyć co się dzieję. Gdy była w połowie schodów zobaczyłam Laurę i Rossa. Rozmawiali ze sobą i Laura wyraźnie dawała mu znaki, że go kocha, ale ten w ogóle tego nie zauważał. Będę musiała z nim poważnie porozmawiać- pomyślałam. Gdy w końcu sobie wybaczyli i przytulili się podbiegła do nich i zaczęłam skakać w około nich ze szczęścia.
-Aaa! W końcu. Haha wiedziałam, że mój plan wypali.- śmiałam się zadowolona.
-Rydel co ty… zaraz jaki plan?- spytali równocześnie.
-No…
-Rydel!- znów krzyknęli współgrając ze sobą.
-No dobra! Wiedziałam, że Ross nie wytrzyma na farmie, więc postanowiłam zaprosić do siebie na noc dziewczyny, a przede wszystkim ciebie Laura. Byłam pewna na 90%, że wrócisz wieczorem lub rano, więc wszystko zaangażowałam.- zwróciłam się do Rossa.- A ty Laura chciałam, żebyś została na noc i żebyście się spotkali i pogodzili. Więc wszystko dokładnie sobie zaplanowałam i mój plan wypalił. O taak. – powiedziałam nadal śmiejąc się z ich min.   
-…Zapanowałaś to? – spytał nadal niedowierzając Ross.
-Taak! Namówiłam chłopaków, żeby nie zwracali na ciebie uwagi, żebyś wrócił do domu i udało mi się. Oj, ale już nie ważne. Ważne, że się pogodziliście. W końcu. Tęskniłam za wami. Tęskniłam za tym jacy jesteście, gdy jesteście razem.- powiedziawszy to przytuliłam ich ze szczęścia.
-Nie wierze. Rydel! Sama to wszystko wymyśliłaś?- spytała Laura.
-No ile razy mam powtarzać, że TAK! Zrozumcie w końcu i chodźcie zjeść śniadanie. Laura co zrobiłaś?- spytałam dziewczyny.
-O jejku NALEŚNIKI! Zapomniałam o nich! O niee! Palą się!- zaczęła krzyczeć Marano.
-Spokojnie. Nic im nie jest. –powiedział Ross, który zdążył już sprawdzić i zjeść jednego naleśnika.
-Oj ty mój braciszku. Haha.
 Kocham go tak strasznie. Zawsze.
*oczami Laury*
 O matko jak ja się cieszę, że Rydel to wszystko zaplanowała. Masakra. Normalnie kocham ją za to jeszcze mocniej. Nie wiem co bym zrobiła bez niej. Dzięki niej odzyskałam swojego najlepszego przyjaciela.
*oczami Rossa*
Zawsze mam to zabawne uczucie. Za każdym razem gdy przechodzisz (mowa o Laurze – od aut.). To jakbym chodził po suficie…Ej to dobry tekst do piosenki.- pomyślałem. Ach, jak aj się cieszę, że Rydel to wszystko wykombinowała. Nie wiem jak bym się z Laura pogodził, gdyby nie ona.
***
*parę dni później*
*oczami narratora*
 Między Laurą i Rossem wszystko układało się wręcz znakomicie. Spotykali się codziennie i wygłupiali razem ze znajomymi. Dzisiaj w domu Lynch’ów siedzieli Calum, Raini, siostry Marano, Ratliff i oczywiście Lynch’owie. Cała młodzież nudziła się, więc postanowili pograć w butelkę. Jako pierwszy kręcił Ratliff i wypadło na Rikera, a że starszy przyjaciel wcześniej go wkurzył, to postanowił się na nim odegrać.
-Pytanie czy wyzwanie?- spytał z chytrym uśmiechem.
-Yy… wyzwanie.
-No to …pocałuj Vanessę.
-No…no…Ok.
*oczami Rikera*
 Nie chciałem tego robić. Vanessa była moją najlepszą przyjaciółką, lecz musiałem. Podszedłem do niej i pocałowałem ją lekko w usta. Odwzajemniła pocałunek. Poczułem motylki w brzuchu. Po paru sekundach oderwaliśmy się od siebie i wróciliśmy na swoje miejsca. Czyżbym się w niej zakochał? Niee. To niemożliwe. Pewnie po prostu zaburczało mi w brzuchu z głodu. Tak. Na pewno.
Mam nadzieję, że wypadnie na Ellingtona to się na nim odegram…ale oczywiście, że nie. Wypadło na Rocky’ego.
-Pytanie czy wyzwanie?
-Pytanie.
-Czy kiedykolwiek pocałował byś Ratliffa?
-Co ?! Nie! Fuu..- krzyknęli równocześnie Ell i Rocky.
-Dobra. Teraz twoja kolej Rocky.
*oczami Rossa*
Gdy Rocky zakręcił oczywiście wypadło na mnie. Wbrałem wyzwanie.
-Pocałuj Laure.
-CO ?!- krzyknęliśmy z Laurą.
-Rocky!- krzyknęła reszta domowników.
-No co? Nie raz przecież już się całowali.
 Spojrzałem na Laura. Była taka piękna. Czy mogę ją pocałować? Trzeba mieć odwage. Podszedłm do niej powoli i przykucnąłem przy niej.
-Jeżeli nie chcesz nie musimy tego robić- powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko.
-Tak musimy inaczej przeze mnie będziesz musiał usługiwać Rocky’emu , a to nie byłoby fajne.- odwzajemniła mój uśmiech.
-Jeśli jednak będziesz chciała zrezygnować to po prostu powiedz to przes…- nie zdążyłem dokończyć, ponieważ Rocky zaczął nas pośpieszać.
- Wszystko dobrze Ross. Nie martw się. – powiedziała i powolutku zaczęła się do mnie zbliżać.
 Pragnąłem tej chwili od tego feralnego wypadku. Bałem się i to bardzo. Również zacząłem się do niej pochylać. W końcu nasze usta się spotkały. Na początku był to lekki pocałunek, lecz potem można było wyczuć żal i cierpienie, które przeżyliśmy przez te ostatnie tygodnie. Chciałem, żeby ta chwila jeszcze trwała, lecz Laura przerwała pocałunek i usiadła na miejsce, wic postąpiłem tak samo. Wszyscy się na nas gapili, lecz udawałem, że nic się nie stało. Zakręciłem butelką.
-Pytanie czy wyzwanie?
-Wyzwanie.- odpowiedział Rat.
 Nie wiedziałem jakie wybrać. Spojrzałem na Rikera, a ten pokazywał żebym kazał mu pocałować Ryd. Zdziwiłem się. No, ale zadałem mu to wyzwanie.
-A…ale…jak to?-jąkał się Ell.
-Oj no normalnie. Podejdź i ją pocałuj.
*oczami Ratliffa*
 O nie jak ją pocałuję to Ryd dowie się, że mi się podoba i co ja mam zrobić.
-No szybciej Rat.. chyba, że chcesz mi usługiwać.- zaśmiał się Ross.
-Chodź Rat. To tylko pocałunek.- powiedziała Ryd.
-No ok.

  Nadal nie wstawałem, więc Rydel podeszła do mnie i złożyła na moich ustach pocałunek. Był leciutki jak wiatr, ale i tak nie mogłem się powstrzymać i pocałowałem ją mocnie, lecz jakoś się opanowałem i odsunąłem od niej, a ona tylko się do mnie uśmiechnęła. 
--------------------------------------------------------------
Hej mam prośbę jeżeli kotś to czyta to błagam komentujcie. Proszę. 
~PauLa